czwartek, 29 listopada 2012

Dzień trzydziesty dziewiąty - Sen

Od dzieciństwa -a  właściwie odkąd pamiętam mam niesamowite sny.
Może powinnam je wykorzystywać i pisać fantastyczne książki?

I dziś cały dzień jestem pod wrażeniem snu... Tylko jak go opisać?
Stałam na tarasie u mamy z najbliższymi mi osobami.
Nagle usłyszeliśmy niesamowity szum (naprawdę słyszałam go w śnie!).
Szum przeradzający się w łopot a raczej w krzyk zbliżał się coraz bliżej... Czarna wielka chmura ptaków.
Nagle błysnęło. Nagle oślepiło nas.
I za tym oslepieniem przyszedł wybuch.
W tym wybuchu krążyliśmy jak w stanie nieważkości.
Zdarzyłam tylko kogoś uchwycić za rękę i zaczęliśmy spadać w dół.
Tak jak byśmy wpadli w studnie bez dna... Obracając się wokół swojej osi spadaliśmy i spadalismy i spadaliśmy... Bałam się. Czułam, że to nie sen. A miałam nadzieje, że jednak.
I obudziłam się...
Kolacja - Krem z kalafiora z groszkiem ptysiowym

Obiad - Pieczony migdałowy filet z kurczaka
z kasza jęczmienna i gotowaną brukselką

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz