piątek, 9 listopada 2012

Dzień osiemnasty - Schody

Człowiek w dzisiejszych czasach ma mniej pod górkę.

A już prawie w ogole nie ma pod górkę jak ma cztery lub dwa kółka.

Jako, że mam wstręt do poruszania się środkami komunikacji miejskiej - moje 4 litery jezdzą komfortowo po miescie.
Przez to - rano zbiegam po schodach do garażu. Wyjątkowo w moim bloku nie ma windy - jednak zbieganie 2 pięter w dół to żaden problem. Wpełzanie w górę może stanowić problem, w momencie gdy moje obie ręce dotykają prawie moich stóp - obciążone tobołami.

Na to tez mam sposób - bo cywilizacja dała nam sklepy internetowe i duże zakupy same do mnie wchodzą na piętro.

Kiedy znajdę się w garazu moszczę moje 4 litery w wygodnym siedzeniu i jadę.
I gdzie nie pojadę, to albo wjadę do garażu np. w centrum handlowym albo mój malusi samochodzik znajdzie sobie miejsce blisko celu.

Zrobię tylko parę kroków i jestem w budynku. A tam? Zawsze jest pojazd jadący do góry. A to schody a to winda... Już nie pamiętam, gdzie musiałam dreptać pod górkę.
Mój ruch ograniczony jest do minimum.

Odkąd pamiętam - w szkole - mówiono mi, że kobita potrzebuje dziennie 2400 kcal. No ale jak byłam w szkole - to ani samochodów pod dostatkiem, ani wind. Jedyne schody ruchome to były chyba pod Zamkiem Królewskim.

A w takim Paryżu. Mimo że takie dobre żarcie (sery, sery, sery!). Ze popijane takim dobrym winem.
I co? Same chude laski?
No ale tam samochodem to żadna frajda jeżdzić - bo sie poobijac można i za długo to trwa (wszak warszawa to minimiasteczko w porównaniu z tamtym miastem) i najrozsądniej jest poruszac sie metrem.

A metro - dziekuje bardzo - schody, schody, schody i w góre i w dół... No to proszę, nie maja wyjścia  i sobie jedzenie spalają bez wyrzutów...

Och Paryż :)

Śniadanie - Różyczki pieczonego schabu z sałatka
z kiełkami fasoli mung, ogórkiem i papryką

Kolacja - Sałatka alpejska z chrupiącymi grzankami

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz