No prawie jest tak słodko - bo niestety fakt, że mam paczuszkę żywnościową - dziecku jeść trzeba dać a kromką suchego chleba się problemu nie da zapchać.
Ale, że lubię gotować, to zagotuje sobie na dwa dni. Jutro obiad lekko zmodyfikuje. Dziecko oszukam.
Wolny dzień. I jutro tez wolny. Tak napiłabym się kieliszeczka wina. Zdrobnień osobiście nie znoszę. Ale w tym przypadku wskazane użycie, gdyż dieta dopuszcza wypicie kieliszka wytrawnego czerwonego wina do obiadu. U mnie kieliszki w domu maja po pół litra na oko, więc kieliszeczek przydałby się. Ale ani kieliszeczka nie ma, ani wina. Gdybym wcześniej dobrze poradnik przeczytała. Mądry Polak po szkodzie psia kość.
Rozważania o alkoholizowaniu się przypomniały mi, że w zamrażalniku zamarzły pewnie już na kamień owoce róży, z której to nalewkę miałam nastawić.
Wolny czas, więc czas na to, co lubię robić. A raczej czego owoce lubię spijać.
Proces nastawiania pominę, poza jednym szczegółem. owoce róży należy obrać. Oznacza to obcięcie ogonków, przekrojenie owoców na pół i wyciągnięcie pesteczek - których dziesiątki w jednej jagodzie.
Przypominam, że pestki te są najlepszym sposobem na wkurzenie wkurzającego osobnika. I pozbycie się niego na jakiś czas. Czas ten on spędzi na przebieraniu się i prysznicu.
Wystarczy tylko pesteczki te wrzucić mu za koszule :) (wystarczy wrzucić rozgnieciony owoc, bez dotykania samych pesteczek). Zyguzygu :) Swędzi świetnie.
Eksperymentowanie na osobnikach jest rzeczą przyjemną.
Jednak wtarcie sobie pesteczki w oko nie jest rzeczą przyjemną...
Z słodkiego zadowolenia z dnia dzisiejszego zrobiło mi się dość gorzko...
Jechać do szpitala? Auuuuuaaaaa.....
Śniadanie II - Sucharek z masłem orzechowym i plasterkami marynowanej gruszki (mistrzostwo smaku!!!) |
Podwieczorek - Deser a'la owocowe tiramisu |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz