Tak jak wcześniej pisałam - biorę fuchy - po to, żeby przeżyć. A jak ich nie mam - to powolutku robię "swoje".
To bardzo smutne - bo można by było to wszystko robić po bożemu. Założyć firmę. I już jako osoba prawna załatwiać rożne sprawy. Kupić to, kupić tamto, podpisać umowę, wejść we współpracę.
Ale dupa blada - bo juz na start musisz mieć cash na zusy - srusy. Szkoda mi tych pieniędzy.
Inną możliwością jest - nim się założy firmę - udać się do jednego z "dawców" kasy z UE.
Takich programów aktywizujących ludzi bezrobotnych, matki powracające czy ludzi po 45 roku życia - jest mnóstwo.
Ale moje zdanie jest takie - ta kasa idzie na shit.
Bo nie istotny jest koncept.
Istotne jest:
- żebyś papierusie dobrze wypełnił (Nawet nie musisz mieć dobrze rozpisanego biznesplanu - piszesz sobie prawie z palca informacje, żadnej prezentacji - prawie nic. Poproszą Cię o uściślenie jakby co)
- żebyś mimo, że termin nadsyłania prac jest np. 2 tygodnie - zmieścił się w odpowiednio w pierwszych x przesyłkach.
No i co - czyli z tych pierwszych x prac wybiorą tych co dostaną dofinansowania. Bo tą kasę ten "dawca" i tak musi wydać!
A te, ktore mogą byc rewelacyjne, merytoryczne, z szansą na sukces - pójdą w odstawkę...
Nie podoba mi się to.
Obiad - Pieczony filet z łososia podany na szpinaku z migdałami i surówka z białej rzodkwi, ogórka kiszonego i jabłka |
Kolacja - Gulasz warzywny z kotlecikami sojowymi |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz