piątek, 2 listopada 2012

Dzień jedenasty - Dobra wymówka

Nie lubię tego "święta".
Święto wesołe - popsuliśmy sobie i ludzie w dniu dzisiejszym przybierają smutna pozę na cmentarzach.
I jeszcze taki maraton - trzeba wszystkie groby bliskich obskoczyć.
Na szczęście nie mam do obskoczenia wielu cmentarzy. Ale za to na jednym trzeba odbyć bieg z przeszkodami. Człek się nanosi tych lampeczek, tych wiechci.
Nie ma czasu na refleksje. Zresztą o jakiej refleksji ja mówię, jak depczą po piętach inni goście cmentarza i trącają cie to tym to tamtym. Do tego paniusie krzyczą, żeby uważać, bo pobrudzisz im wiechciem piękne okrycie od Zienia albo z Raszyna - jak kto woli.

Bazar prosze Państwa a nie miejsce zadumy.
Bazar bazarem, ale pańską skórkę dla młodego i obwarzanki trzeba kupić. Gdzie indziej tak to małe nie cieszy.
Ale wracając do wymówki - dieta to świetna wymówka - do ucieczki przed obiadem u jednej cioci, ciachu u drugiej cioci i kolacji u własnej mamy.
No przecież zapomniałam paczuszek - a o suchym pysku nie dam rady przeżyć dnia...
Wiec mogę wracać. Ciocie zezwoliły - patrząc na mnie z politowaniem :)

A ja wieczorem mogę rzucić okiem na płonący światłami i ciszą cmentarz na Powązkach... Chwila refleksji teraz nadchodzi...

Spokojnego wieczoru.

Obiad - Gotowana pierś kurczaka z sosem serowo - brukselkowym,
pieczonymi ziemniaczkami i surówką z białej kapusty z groszkiem konserwowym



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz