środa, 13 lutego 2013

Dzień sto czternasty - Niefajny finał projektu

Nie pisałam o tym wcześniej, ale jednym z moich zajęć dodatkowych jest wspieranie spółdzielni socjalnych.
Co to są te spółdzielnie - możecie sobie wygooglać. W każdym razie w taką spółdzielnię tworzą ludzie, którzy są albo wykluczeni (bezrobotni, ludzie, którzy wcześniej mieli problemy z  prawem) albo kobiety powracające z macierzyńskich urlopów. Zazwyczaj ludzie, którzy wcześniej nie mieli żadnego doświadczenia w prowadzeniu biznesu. Ale Państwo aby ich aktywizować i żeby nie siedzieli tylko na zasiłku - pomaga im finansowo (kasa, ulgi itp) na starcie. Na starcie jest fajnie. Później często świat się wali.

W każdym razie pomoc moja polega na tym aby wyciągnąć taka firmę z tarapatów i ustawić tak aby zamiast się zwijać - się rozwijała.

No i przez ostatnie 3 miesiące pomagałam jednej firmie. Wspominałam Wam o tym, że prowadziłam szkolenie w takich beznadziejnie zimnych warunkach. To właśnie w tej firmie.

Ale pomoc moja polegała na tym, żeby przeanalizować ich działalność. Nakreślić dalsza strategię. Ustalić plan działania. W każdym zakresie - finanse, administracja, marketing, sprzedaż. Ale też nauczyć ich na czym polega prowadzenie biznesu. Co jest ważne a co trzeba porzucić. Co poprawić. Co zmienić. Ale też stworzyć ofertę cenową (wyliczyć ceny usług), stworzyć materiały promocyjne. A również rozmawiać z potencjalnymi partnerami i prowadzić na początku mojego działania - korespondencje w ich imieniu.
W tym przypadku nawet zarządzałam ogłoszeniami na gumtree, prowadziłam ich stronę, tworzyłam promocje.

Przed feriami miałam poczucie takie - że wszystko jest na dobrej drodze. Jakieś tam kontakty i w zasiegu ręku współpraca. Ustalone - dobrze wyliczone stawki usług - które konkurencyjne byłyby na rynku warszawskim. Plan konkretny działań. No i wiedziałam, że osoby te kumają to co do nich mówiłam.

Dostały na dwa tygodnie zadania do wykonania. Obdzwonienie i wysyłanie ofert do konkretnej bazy klientów (grupę docelowa też została wcześniej oczywiście ustalona).

A już w ostatnia sobotę coś mi zaczęło śmierdzieć - bo strona na FB, która wspólnie zamknęłyśmy - bo tylko psuła wizerunek - nagle się pojawiła... Poza tym miały dzwonić i wysyłać oferty a nie tracić czas na zabawę w FB....

A dziś dowiedziałam się, że zamykają interes - i nawet zorganizowały dziś wyprzedaż sprzętu!
Pomijam fakt, że się nie da zamknąć i nie będzie długów... ale to juz nie moja sprawa. Nic przez dwa tygodnie nie zrobiły. Nic.

Żal mi bardzo, bo wierzyłam, że można funkcjonować. Gdybym nie wierzyła - nie zaangażowałabym się. A wierzcie - całym sercem się zaangażowałam.

Wyszło tez na jaw, że nie tylko Fundacja z która współpracuje chciała im pomóc. Niejedni już próbowali.
Ale postawa osób w spółdzielni była taka - żeby im dać wszystko pod nos. Ja w sumie im dałam - poza tym, że powinny wykorzystać to wszystko co dostały - i tylko dzwonić... Właścicielki najwyraźniej nie miały ochoty pracować. Wszystko powinno się samo zrobić.

Postawa roszczeniowa. Życzeniowa. Ludzie uzależnieni od pomocy. 

A Ci co naprawdę potrzebują i ta pomoc umieliby wykorzystać - nie proszą.

Trudne doświadczenie - ale nie sadze, że takie już ostatnie... Inni czekają.

Obiad - Wołowina duszona konserwowanymi szparagami , ziemniakiem i połową marchewki - podana z kaszą jaglaną. Niestety nie zjadłam - dziecko mi zjadło :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz