czwartek, 7 lutego 2013

Dzień sto ósmy - Czwartkowe szaleństwo

Nie rozumiem tego szaleństwa.
Ale ulegam. W tym roku nie. Ale tez wcale mnie nie ciągnie do pączków. Ciągnie mnie do faworków. Ale z nimi tez basta! nawet mama mnie na swoje - najlepszenaświecienajbardziejchrupiącenaświeciefaworki - nie skusi!

Za to paczkami usiany jest cały dzień. I dziwnie, że te pączki da się w siebie wcisnąć w ilościach nienormalnych.
Smakują jak pierogi z kapusta i grzybami w Boże Narodzenie. Tylko tego dnia są o niepowtarzalnym smaku.

No chyba, że trafi się na pączka z adwokatem albo czekoladą - zamiast z nadzieniem z róży albo śliwki z cynamonem.
Te adwokatowe to takie amerykańskie donaty - a nie nasze narodowe pączki. O!

To w sumie jedna z najbardziej tradycyjnych naszych potraw. Przecież Mikołaj Rej o nich wspominał w Żywotach człowieka poczciwego.
Ale też nie tylko u nas je się pączki. Te światowe jednak smaży się trochę inaczej (mniej wsiąka do nich tłuszcz) i chyba dodaje się innej mąki.

Ale oczywiście w Izraelu jest jak w Polsce - tam pączek powędrował z polskimi Żydami.

No dobrze, przecież wiem, że ten tłusty czwartek to taka tradycja i wiara Polaków w zabobony - że niby jak człowiek pączka w ten dzień nie zje to nie będzie miał tłustego roku...

Zobaczymy!

P.S. Ale w sumie cieszy, że cukiernicy dziś sprzedali ok. 100 mln pączków  Ale już mniej ciekawie wyglądają statystyki na jedna głowę - aż 2,5 paczka na statystycznego Polaka. Ja nie zjadłam żadnego - moje dziecko dwa. To kto ta resztę zmieścił? :)

Kolacja - Sałatka z kiełkami słonecznika, groszkiem, białą cebulką,
szynką z indyka (w wersji dla dziecka jeszcze
pomidor i żółty ostry ser) polana vinaigrette 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz